niedziela, 8 kwietnia 2018

Słoneczna strona życia

Sobota - dzień kota, a ja mam kota na punkcie...



Myślisz, tej, że mój weekend tak wygląda?
Masz rację, to zupełnie do mnie nie pasuje. Z kociej natury to u mnie głównie chodzenie własnymi ścieżkami i pokazywanie pazurków.:)

Co do weekendu... Sobota rozpoczęła się w pracy. Nie był to jednak standardowy dzień, ale Drzwi Otwarte, czyli stawanie na rzęsach, by pokazać przedszkolakom, że szkoła to miejsce pełne dobrej zabawy i śmiechu. Taa <3

Zaczęło się od przedstawienia, które dzieciaki przygotowały pod moim kierunkiem. Byłam ukryta za kurtyną (obsługiwałam sprzęt, włączałam muzykę w odpowiednich momentach), dlatego nie widziałam poczyniań uczniów (może i to lepiej). Na szczęście opinie przybyłych rodziców i koleżanek z pracy były pozytywne.



Oprócz tego na maluszków czekało mnóstwo atrakcji, zabaw, gier, nagród i słodkości. Urocze są te dzieciaczki, które marzą o pójściu do szkoły, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że czeka je kierat... właściwie aż do emerytury. Oby życie nie zabiło w nich tego entuzjazmu, bo i szkoła, i praca mogą przynieść satysfakcję.

Po pracy też był czas na świetną zabawę. Pojechaliśmy z Młodym do Wesołego Miasteczka i było to strzałem w dziesiątkę. I kolejka, i diabelski młyn były super, ale wygrała karuzela. Kolorowe samochodziki, kierownica i przyjemne kręcenie się w kółko, zupełnie jak na placu zabaw, a nawet lepiej. Śmiech. Bicie "brawo". Radość. Tylko "tititit" brakowało, ale nie można mieć wszystkiego.

Było super!

Kulminacją dnia był jednak mecz Lecha. Poznań czekał i my również czekaliśmy na zdobycie pierwszej, drugiej i w końcu trzeciej bramy. Ten mecz musiał być wygrany. Inaczej marzeniom o zdobyciu trofeum mistrzowskiego trzeba byłoby powiedzieć: "pa, pa". Na szczęście los nam sprzyjał.

Pomimo że mecz zaczął się dobre piętnaście minut z powodu serpentyn. Za każdym razem, gdy sędzia próbował wznowić mecz, pojawiały się one na boisku. Taka sytuacja miała miejsce na wszystkich stadionach w tej kolejce i była wyrazem sprzeciwu kiboli wobec karania za najmniejsze nawet przewinienie.

Gdy jednak mecz się rozpoczął, walka trwała. Stawka była wysoka, więc, gdy w 46 minucie padł strzał, nastąpiła euforia. Gol Jóźwiaka był p-i-ę-k-n-y!  Nie oznaczało to jeszcze spokoju. Przewaga jedną bramką nie oznacza jeszcze zwycięstwa. Do przerwy prowadziliśmy. W drugiej połowie Górnik wyrównał na 1:1 w wyniku karnego.

Znów była nerwówka i dążenie do zdobycia przewagi. Po raz kolejny w najlepszym stylu pokazał się Trała. Zawodnik wbiegł w pole karne i po podaniu Majewskiego zaskoczył przeciwnika. Drugi gol uspokoił nieco sytuację i po raz kolejny przyniósł Kolejorzowi prowadzenie.

I w końcu, na deser, trzeci gol w doliczonym czasie strzelił Maja. Mały, ale szybki i zwinny zawodnik, pokazał charakter i wbił piłkę tuż przy lewym słupku. Ta sytuacja dobitnie pokazała, kto rządzi w tym meczu. Ba, w tej kolejce. Zwycięstwo przyniosło nam lidera, którego nie zamierzamy oddawać.



Po udanej sobocie przychodzi czas na niedzielę. Równie słoneczną. <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz