W październiku zostałam kryminalistką, ale nie tak dosłownie, bo tylko "pożerałam" kryminały. Trzy części serii "Lipowo" Katarzyny Puzyńskiej pochłonęłam wieczorami. Tu pojawi się trochę krytyki, dlatego, co wrażliwszych czytelników, proszę o wyrozumiałość. Zaczniemy od plusów. Na pewno ciekawa była akcja. Zarówno w "Motylku", jak i w "W więcej czerwieni" postacie morderców została ukazane dość ciekawie. Muszę przyznać, że rozmyślania sprawców zbrodni były najciekawszym elementem książek, które w dużej mierze ciągnęły się jak flaki z olejem. Ma - sak - ra. Sam wątek kryminalny i psychologia mordercy wciągała, natomiast problemy obyczajowe zostały mocno rozwleczone. Zdrady, problemy uczuciowe ludzi dorosłych, ale na poziomie nastolatków kontra wyrafinowane nieletnie prostytutki, patola w rodzinach porządnych obywateli i do tego przemoc. Im bogatsza rodzina, tym bardziej popierniczona. Żeby nie było postępowanie bohaterów zostało umotywowane dość ciekawie pod względem psychologicznym, ale... ile można. Do tego pani Knopp z wkurzającą manierą, powtórzenia i kilka niuansów, które denerwują, ale nie na tyle..., by porzucić książkę i przestać dążyć do poznania rozwiązania zagadki.
Dobra, dwie pierwsze książki Puzyńskiej już omówiłam, teraz czas na kolejną: "Trzydziestą pierwszą", czyli trzecią z serii. Tu już wszystko było wyrychtowane. Bohaterowie nie drażnili, a akcja ciągnęła się szybciej. Dzieci były dziećmi; wszak jest różnica między czternastoletnim synem policjantki z "Trzydziestej pierwszej", który grał w gry (co pozwoliło mu nauczyć się szwedzkiego) i interesował się rozwiązaniem sprawy, a piętnastoletnią córką Janusza Rosoła. Kwestia sekty i nawiązań do przeszłości również została ukazana w ciekawy sposób i, choć dość łatwo można było zbadać sprawę, napięcie było zbudowane idealnie. To, co również mi się podobało, to wyjaśnienie historii, która została zakreślona już wcześniej. Jeszcze tylko dopowiedzenie historii Dżo i będę zupełnie usatysfakcjonowana. <3
Myślę, że z pewnością sięgnę po kolejne części tej serii. Lubię klimat prowincjonalnych miejscowości i problemy ich mieszkańców.
Jeśli jesteśmy przy prowincji, polecam fe-no-me-nal-ną książkę: "Zrobiłbym coś złego" Chmielewskiego. Jestem nieco młodsza od bohaterów, co nie oznacza, że ich rozterki, zabawy, gry, czy tematy, którymi żyli, są mi obce. Kto nie łamał zakazów, niech pierwszy rzuci kamieniem. W końcu: IM GŁUPSZE POMYSŁY, TYM LEPSZA ZABAWA (ku utrapieniu dorosłych xD). Niemniej jednak wakacyjna nuda, znaleziony w szafce pistolet i długoletnia przyjaźń, która zostaje wystawiona na próbę, gdy do ekipy dołącza przebywająca na obozie w Beskidzie "powodzianka" z Wrocławia. Ola nie jest typową dziewczynką, może dlatego każdy z czwórki łobuzów chce się z nią przyjaźnić.
Młodość, głupie pomysły, bez telefonu w kieszeni, za to z kluczem na szyi. Bardzo prawdziwie to wszystko wyglądało, zwłaszcza, jeśli samemu liznęło się tych czasów. Niestety, albo i stety, chłopcy dość szybko przekonali się o brutalności życia, a "są granice, które przekroczywszy, wrócić już niepodobna". Dostojewski tak napisał, a mało kto jak on potrafił opisywać najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy.
"(...) przyjaźń, która w założeniu miała trwać całe lata – bleknie, znika i w końcu traci znaczenie. Znam to bardzo dobrze. To smutne jak młody człowiek przekonany jest o wieczności pewnych relacji, o niezmienności niektórych rzeczy i jak boleśnie przekonuje się, że to wszystko cholerna nieprawda. A jeszcze smutniejsze jest może to, że w końcu zaczyna mieć to gdzieś." M. Chmielewski
Czy tęsknię za czasami nastoletnimi i przyjaciółmi, z którymi trzymałam sztamę? Tak. Czy chciałabym cofnąć się o te dziesięć, piętnaście lat? Nie. No, chyba, że z dzisiejszym rozumem xD, bo przeżywanie po raz wtóry burzy hormonów, problemów, które wydawały się wierzchołkiem góry lodowej, a były zwyczajnymi pagórkami, to na szczęście historia.
Czas na nowe wyzwania
i przygody.
Pozdrawiam ciepło w ten poniedziałkowy wieczór
Asta la vista
Wasza Kat.
Wasza Kat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz