czwartek, 15 listopada 2018

Mam przyciski do przemieszczania w czasie

Cześć, 

jesień staje się coraz bardziej jesienna, a wraz z nią jesienieję i ja. To znaczy chce mi się spać pół dnia; rano jestem niewyspana, więc piję kawę, w ciągu dnia przysypiam, więc piję kolejną kawę, po południu jeszcze jedną, by nie usnąć na stojąco, a potem nadchodzi wieczór i jestem pełna energii. Mogłabym góry przenosić, dostaję siły i mam mnóstwo pasji do działania. Klasyczna sowa, nocny marek. 

Zaraz, zaraz. Pisałam coś o przyciskach do przemieszczania w czasie. Tak, tak, odnalazłam doskonały sposób, by cofnąć się w przeszłość. Wystarczy włożyć słuchawki w uszy, wdusić klawisz play i hooop, udaje się przenieść za pomocą najlepszego wehikułu czasu. M u z y k i. 

Dokładnie tak jest, to jest najszczersza prawda, bo przecież i po co tutaj kłamać. Jeśli włączy się muzę, z którą ma się jakieś wspomnienia, to można się przenieść w konkretny czas, a nawet i miejsce. Klik. Klik. Osieczna, rozmowy, szukanie Dino i takie tam. Klik. Pokój, rozmowy i szukanie szczęścia. Klik. Klik.

Muzyka to moja terapia. Pomogła mi w trudnych chwilach, począwszy od małych kłopotów, a tych poważniejszych. Na każdy humor w zasadzie można znaleźć odpowiednią piosenkę. Może dlatego lubię utwory z bardzo różnych gatunków, choć duszę mam rockowo - rapową. Buntowniczka, która nie zgadza się na niesprawiedliwość i nie lubi obłudnych ludzi.



Klik. Klik. 

Tymczasem wraz L.U.C.em i gośćmi zastanawiam się, co z tą Polską. "Kocham ojczyznę, lecz nie system, wyciskający nam na moralności bliznę (...). Prawda gorzka, jak chwila słońca tu krótka. W Polsce sprzedaje się tylko godność i wódka". No, może jeszcze towary z MLM-ów i głupoty za sto złotych.


Kończy się utwór, jednak zamiast gwałcić biedną Replay, przechodzę dalej. Klik. Klik. O, "Na wszystko przyjdzie czas". Uśmiecham się, bo dawno tego nie słuchałam, a lubię. Po chwili w pokoju rozbrzmiewa się głos dAba i czuję, że mogę pozwolić sobie na chillout. 

"Wiele chwil wartych jest zapamiętania,
słuchać jak dziecko składa swe pierwsze zdania. 
Takie momenty, które są cennym paliwem,
elementy, które są pięknym spoiwem
mego życia. Jest tyle jeszcze drogi do przebycia.
(...)
Patrzymy wstecz nieraz. Z sentymentem,
nie w tym rzecz, jednak życie jest piękne"



O to to! Właśnie to jest sedno tego wszystkiego, choć może nie wydaje się to zbyt spektakularne. Szczęście może pojawić się wtedy, gdy przestaniemy chcieć zbawiać cały świat, bo traktowanie poważnie życia prowadzi zwykle do wypadków. Najważniejsze są te małe sprawy, na które składa się codzienność. Warto przestać gonić za fejmem, kłócić się o bzdury, szukać winy w innych, zdjąć wykrochmalony kołnierzyk sztucznych schematów i uśmiechnąć się do przypadkowego przechodnia.



Tak i ja... zostawiam Was teraz z  uśmiechem.
Bądźcie szczęśliwi. Carpe diem,
nawet ten jesienny.

Pozdrawiam
Wasza Kat

środa, 7 listopada 2018

O tym, co boli bardziej niż uderzenie łokciem w kant mebli

Cześć,

/smutna historia, trochę wulgarna. Raczej dla dorosłych czytelników/

słucham sobie nowości i wpadła mi w ucho "Droga" Pezeta. Najlepiej i najgorzej jednocześnie, bo mam wrażenie, jakbym słuchała o swoim życiu. To czasem boli. Te, wiecie, wspomnienia, które uderzają do głowy i chyba nacierają na gałki oczne, bo na policzkach pojawiają się łzy. Hasztag: to o mnie pasuje idealnie, bo i furą lubiłam jeździć nocą, i jarałam się Hłaską, i przeżyłam trochę rozczarowań, a także dużo zwariowanych akcji, których czasami mi brakuje. To se ne vrati. Czas przeciągnąć usta pomadką i być prawie tak poważną jak na dorosłego człowieka przystało. "Prawie" robi wielką różnicę, ale i tak tęsknię za spontanem, którego brakuje mi w czasach macierzyństwa (mimo że Maluszek jest najcudowniejszym szkrabem na świecie).


Nie tylko wspomnienia bolą, ale i sytuacja w Lechu, ukochanym klubie naszym sprawia, że nie wiadomo, czy śmiać się, płakać, czy kląć. Najlepiej jednocześnie. Gdy wczoraj wyświetliło mi się, że przed czterema laty pisałam, iż kolejne zmiany trenerów nic nie dają i trzeba by wypie***ć zarząd, pomyślałam ze smutkiem, że mija czas, nie zmienia się nic. Piłkarze nie mają motywacji, trenerzy nie dają sobie rady; z gówna bata nie ukręcisz - mówią, a jeśli do tego dochodzi brak doświadczenia to nie ma szans na zmianę na lepsze; a zarząd... tak, nie dostrzega problemu, nie poddaje się, bo wie, że hajs musi się zgadzać. 

Szkoda strzępić słów, choć chciałoby się krzyczeć. Niestety, gdyby w tym wrzasku pominąć wulgaryzmy, nie padłyby żadne słowa.

"Chcieliśmy w życie wejść jak BMW M3 (...)
wysoko prawie jak ptaki, a za wszystko, co w życiu dobre
trzeba zapłacić"*.



Pół biedy, jeśli walutą jest forsa. Najczęściej konsekwencje są znacznie bardziej poważne, o czym mówi się raczej rzadko i dopiero po fakcie, bo Polak mądry po szkodzie i to tylko potwierdza tezę o uczeniu się na błędach.

Boli, gdy jednak - mimo konsekwencji - widzi się ludzi wciąż i wciąż popełniających te same przewinienia. Oszustwa, zdrady, kombinowanie. Wszystko z niewinnym uśmiechem na ustach. Łatwo można się przyzwyczaić do złych rzeczy, powoli wyzbywając się wrażliwości, aż w końcu nie odczuwa się nawet wyrzutów sumienia.

Ech, listopadowe wieczory sprzyjają refleksjom. Niektóre z nich nie są wcale słodkie; są w końcu myśli, które walą prosto z mostu w twarz i siłę ich uderzenia można porównać do uderzenia łokciem w kant mebli.


W końcu
przyszła jesień,
dała z liścia.
Zostawiła łzy
deszczu
na policzkach.

Bolało,
ale to nie znaczy nic.

Gdy przyjdzie wiosna,
zakochamy świat
na nowo.

Zobaczysz.

Tym w miarę pozytywnym akcentem kończę i do usłyszenia, tej!
Wasza Kat

poniedziałek, 5 listopada 2018

Podsumowanie października

Mamy listopad. Z tego wynika,  że czas na podsumowanie października. Najpierw jednak się przywitam: cześć i czołem, kluski z rosołem, bo chłodno bywało i dobrze się rozgrzać.

W październiku zostałam kryminalistką, ale nie tak dosłownie, bo tylko "pożerałam" kryminały. Trzy części serii "Lipowo" Katarzyny Puzyńskiej pochłonęłam wieczorami. Tu pojawi się trochę krytyki, dlatego, co wrażliwszych czytelników, proszę o wyrozumiałość. Zaczniemy od plusów. Na pewno ciekawa była akcja. Zarówno w "Motylku", jak i w "W więcej czerwieni" postacie morderców została ukazane dość ciekawie. Muszę przyznać, że rozmyślania sprawców zbrodni były najciekawszym elementem książek, które w dużej mierze ciągnęły się jak flaki z olejem. Ma - sak - ra. Sam wątek kryminalny i psychologia mordercy wciągała, natomiast problemy obyczajowe zostały mocno rozwleczone. Zdrady, problemy uczuciowe ludzi dorosłych, ale na poziomie nastolatków kontra wyrafinowane nieletnie prostytutki, patola w rodzinach porządnych obywateli i do tego przemoc. Im bogatsza rodzina, tym bardziej popierniczona. Żeby nie było postępowanie bohaterów zostało umotywowane dość ciekawie pod względem psychologicznym, ale... ile można. Do tego pani Knopp z wkurzającą manierą, powtórzenia i kilka niuansów, które denerwują, ale nie na tyle..., by porzucić książkę i przestać dążyć do poznania rozwiązania zagadki.

Dobra, dwie pierwsze książki Puzyńskiej już omówiłam, teraz czas na kolejną: "Trzydziestą pierwszą", czyli trzecią z serii. Tu już wszystko było wyrychtowane. Bohaterowie nie drażnili,  a akcja ciągnęła się szybciej. Dzieci były dziećmi; wszak jest różnica między czternastoletnim synem policjantki z "Trzydziestej pierwszej", który grał w gry (co pozwoliło mu nauczyć się szwedzkiego) i interesował się rozwiązaniem sprawy, a piętnastoletnią córką Janusza Rosoła. Kwestia sekty i nawiązań do przeszłości również została ukazana w ciekawy sposób i, choć dość łatwo można było zbadać sprawę, napięcie było zbudowane idealnie. To, co również mi się podobało, to wyjaśnienie historii, która została zakreślona już wcześniej. Jeszcze tylko dopowiedzenie historii Dżo i będę zupełnie usatysfakcjonowana. <3

Myślę, że z pewnością sięgnę po kolejne części tej serii. Lubię klimat prowincjonalnych miejscowości i problemy ich mieszkańców.

Jeśli jesteśmy przy prowincji, polecam fe-no-me-nal-ną książkę: "Zrobiłbym coś złego" Chmielewskiego. Jestem nieco młodsza od bohaterów, co nie oznacza, że ich rozterki, zabawy, gry, czy tematy, którymi żyli, są mi obce. Kto nie łamał zakazów, niech pierwszy rzuci kamieniem. W końcu: IM GŁUPSZE POMYSŁY, TYM LEPSZA ZABAWA (ku utrapieniu dorosłych xD). Niemniej jednak wakacyjna nuda, znaleziony w szafce pistolet i długoletnia przyjaźń, która zostaje wystawiona na próbę, gdy do ekipy dołącza przebywająca na obozie w Beskidzie "powodzianka" z Wrocławia. Ola nie jest typową dziewczynką, może dlatego każdy z czwórki łobuzów chce się z nią przyjaźnić.

Młodość, głupie pomysły, bez telefonu w kieszeni, za to z kluczem na szyi. Bardzo prawdziwie to wszystko wyglądało, zwłaszcza, jeśli samemu liznęło się tych czasów. Niestety, albo i stety, chłopcy dość szybko przekonali się o brutalności życia, a "są granice, które przekroczywszy, wrócić już niepodobna". Dostojewski tak napisał, a mało kto jak on potrafił opisywać najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy.

"(...) przyjaźń, która w założeniu miała trwać całe lata – bleknie, znika i w końcu traci znaczenie. Znam to bardzo dobrze. To smutne jak młody człowiek przekonany jest o wieczności pewnych relacji, o niezmienności niektórych rzeczy i jak boleśnie przekonuje się, że to wszystko cholerna nieprawda. A jeszcze smutniejsze jest może to, że w końcu zaczyna mieć to gdzieś." M. Chmielewski


Czy tęsknię za czasami nastoletnimi i przyjaciółmi, z którymi trzymałam sztamę? Tak. Czy chciałabym cofnąć się o te dziesięć, piętnaście lat? Nie. No, chyba, że z dzisiejszym rozumem xD, bo przeżywanie po raz wtóry burzy hormonów, problemów, które wydawały się wierzchołkiem góry lodowej, a były zwyczajnymi pagórkami, to na szczęście historia.

Czas na nowe wyzwania
i przygody.



Pozdrawiam ciepło w ten poniedziałkowy wieczór
Asta la vista
Wasza Kat.