niedziela, 10 marca 2019

Ludzie w śpiączce nie mają snów, a ludzie bez mózgu - zmartwień

Cześć!

Jak wiecie, lubię czytać. Nie tylko książki, ale i artykuły. Wiele z nich zostaje w mojej pamięci, bo co jak co, ale pamięć mam dobrą. Przynajmniej, jeśli chodzi o to, co czytam, daty i historie z życia. Bo wiecie, to jak w tym kawale, że to, że Kasia nie pamięta, gdzie odłożyła gumkę do włosów, nie oznacza, że nie pamięta, co jej facet powiedział trzy lata temu 15 września o godzinie 18.39. No i mniej więcej tak to wygląda, bo choć na zakupy muszę iść z listą i nigdy nie pamiętam, gdzie odłożyłam daną rzecz, potrafię wyrecytować z pamięci całą Inwokację, wiem, kiedy urodziły się wszystkie dzieci w mojej rodzinie i obudzona o trzeciej w nocy powiem, o co byłam zła latem dwa tysiące szesnastego roku.

Interesuję się psychologią, szczególnie wszelkiego rodzaju zaburzeniami. Gdy byłam młodsza i jeszcze dość często jeździłam pociągiem, lubiłam obserwować ludzi. Wyobrażałam sobie ich losy, ustalałam ich wiek i cel podróży.

Wtedy też przeczytałam, że ludzie w śpiączce nie mają snów. Są pogrążeni w swoistym letargu, odcięci od rzeczywistości. To smutne, ale może i lepsza taka pustka od koszmarów, z których nie można się obudzić.

Zapomniałam o tym artykule, by nagle natrafić na inny, sprzed czterech lat, który przeczytałam i utkwił mi w pamięci.

Opowiada on o kobiecie, która traci mózg. Zanika jej świadomość, a lekarze rozkładają ręce i nie wiedzą, co począć. To, co mnie uderzyło w wypowiedzi bohaterki, to to, że: "jedno dobre z tego wynikło: zniknęły wszystko problemy. Dziś się niczym więcej nie przejmuję". 


Mimo że brak mózgu uniemożliwia normalne funckjonowanie, pracę, rozmowy, a ostatecznie powoduje utratę życia, człowiek się tym nie przejmuje, bo nie analizuje. Nie myśli i przez to może się uśmiechać i przyjmować świat, takim jak jest.

 Żyć chwilą.
Bez przeszłości
i przyszłości.

Tu i teraz.

Czasem bym tak chciała, ale nie potrafię.

Pozdrawiam
Kat

sobota, 2 marca 2019

Podsumowanie stycznia i lutego

Cześć,
minął styczeń, polutowaliśmy, aż w końcu przyszedł marzec.


Ze względu na to, że w tym roku dość wcześnie przypadły nam ferie, udało mi się trochę przeczytać (Borze liściasty, dzięki za drewno, z którego wykonane są książki i za te w dwupaku też, bo to i tanio, i wygodnie dla nabywcy). W każdym razie po raz kolejny nie obyło się bez sensacji i thrillerów, a i antyutopia się wkradła.

Dobra, zaczynamy.

1. Pierwszą pozycją, po którą warto sięgnąć, jest "Futu.re" Głuchovsky'ego. Zgadzam się jednak z adnotacją na książce, iż to lektura dla osób powyżej 18 roku życia. Nie chodzi bynajmniej o sceny erotyczne lub przemoc, ale o pewną dojrzałość czytelnika. Książka porusza ciężkie tematy. Wizja świata osadzonego w przyszłości wydaje się być kolorowa, ale to tylko pozory. Ludzie osiągnęli nieśmiertelność, ceną za to jest rezygnacja z rodzicielstwa. Na początku wydaje się, że zdobyliśmy to, o czym wielu marzyło, ale wszystko piękne jest tylko z daleka. Z bliska wchodzimy w ponurą rzeczywistość. Mocna książka, która pokazuje, że mamy zbyt egoistyczną i jesteśmy zbyt niedoskonali, by żyć wiecznie, co pokazuje chociażby cytat:

"Mówię to jemu i mówię tobie: śmierć jest nam potrzebna! Nie powinniśmy żyć wiecznie! Nie takimi nas stworzono! Jesteśmy zbyt głupi na wieczność. Zbyt egoistyczni. Zbyt zadufani w sobie. Nie jesteśmy gotowi na życie bez końca. Potrzebujemy śmierci, Jacob. Bez śmierci nie potrafimy żyć".



2. Drugą z książek, która wpadła mi w ręce, jest "Ściana sekretów" Tany French. W tym przypadku lądujemy w mega wypasionej prywatnej szkole, w której uczą się dziewczęta z wyższych sfer. Pannice mogą zostawiać karteczki na tablicy korkowej. Napisać, w kim się kochają i że martwią się dodatkowym projektem zaliczeniowym. Pewnego dnia pojawia się na niej informacja: "Wiem, kto zabił", a córka detektywa, Holly Mackey pojawia się z nią na policji. 

Sprawa dotyczy zamordowanego kilkanaście miesięcy wcześniej chłopca z równie elitarnej szkoły. Młodzieniec ma nieposzlakowaną opinię i chociaż złamał parę dziewczęcych serduszek jak na bogatego i pewnego siebie dupka przystało, raczej nie miał wrogów. Uczył się dobrze, miał wielu przyjaciół i dobrą opinię.

Dlaczego Chris został zamordowany i kto wie coś więcej na temat śmierci chłopca? 

Mimo że lektura nie była jakaś rewelacyjna, wciągnęła mnie. Nie jestem już szesnastolatką, ale potrafię jeszcze wskrzesić w pamięci emocje z tamtego okresu. Niestety, sprawca był tak przewidywalny, że dziwię się, że wcześniej na to nie wpadli. 


3. Druga z książek T. French "Bez śladu" (lub "książka o drzwiach", jak określił ją Pablo, patrząc na okładkę) była - według mnie ciekawsza. Mamy tu klasyczny motyw powortu do przeszłości. Do rodziny i miasta, od którego usilnie chciało się kiedyś odejść i zapomnieć wszystko, co było z nim związane. Marek Hłasko pisał kiedyś, że ludzie zawsze wracają w miejsca, z których chcieli uciec i tu mamy podobnie.

Bohater miał naście lat, piękną i pyskatą dziewczynę. Planowali, że razem uciekną, ale w dniu, gdy się umówili, był sam. Wyjechał, myśląc, że ona już pojechała. Po latach okazuje się, że wcale tak się nie stało. Kobieta zniknęła bez śladu. Bohater wraca więc i zaczyna prowadzić śledztwo, które prowadzi do zaskakujących wniosków. Czy po odkryciu prawdy nadal będzie mógł być sobą?


4. Książka Lee Childa "Milion dolarów" była ciekawa. Wraz z Reacherem pojechaliśmy do Niemiec, gdzie rozwiązywaliśmy zagadkę tajemniczej śmierci prostytutki. Czytelnik miał tę przewagę nad bohaterami, że od początku wiedział, kto zabił i w dodatku, z jakiego powodu. Międzynarodowa afera i, co ciekawe, każdy z bohaterów został ukazany bardzo realistycznie. Podobało mi się. 

5. Kolejną książką Lee Child była  "Nocna runda". Tym razem Reacher zauważył w oknie lombardu pierścień i postanowił za wszelkę cenę odnaleźć jego właścicielkę. Bohater bezkompromisowy, ale ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się wraz z nim rozwiązywać zagadkę. Kim była tajemnicza kobieta i jak potoczył się jej los? Warto przeczytać i, choć nie ma takich ludzi, jak Jack Reacher, to warto spotykać się z nimi, choćby na kartach powieści.

Emocje jak przy czytaniu "Pana Samochodzika" w dzieciństwie. Książki na jedną noc, bo nie można się od nich oderwać. 

6. Następna książka "Czarownice nie płoną" Jenny Blackurst opisana była z punktu widzenia psycholożki, która wróciła do rodzinnej miejscowości. Pomaga dwunastoletniej dziewczynce, która - jako jedyna przeżyła pożar, a opinia społeczna zrobiła z niej groźną czarownicę. Wszyscy uważają, że z Ellie jest coś nie tak, a osamotniona dziewczynka nie ma w nikim oparcia. W rodzinie zastępczej nie odczuwa zrozumienia, a w szkole spotyka się z ostracyzmem i prześladowaniem ze strony kolegów. Książka o tym, jak plotka i strach wpływają na ludzi, którzy - w wyniku zbiorowej historii - potrafią zniszczyć człowieka. 

Czarownice nie płoną.
Czarownice nie istnieją, ale dziewczynka, która przeżyła, została właśnie tak nazwana. 

7. Pozycja, którą przeczytałam w kilka ostatnich dni lutego nosi tytuł "Na krawędzi" i opisuje kobietę, która rozpaczliwie próbuje utrzymać się na powierzchni. Samantha jest psychologiem, która potrafi innym uporać się z problemami, a sama nie umie ogarnąć swojego życia. Praca, w której jest supermenką, kompensuje związek z przemocowcem, alkoholizm i poczucie beznadziejności. Oczywiście ważny jest tu też pewien schemat, który determinuje jej zachowanie. Widać, że autorka zna temat zaburzeń i potrafi w autentyczny sposób przedstawić jedno z współcześnie najpopularniejszych. Ogólnie ciekawa pozycja, choć pojawiło się parę niedociągnięć. 

W końcu jednak znalazłam cytat, który mnie opisuje, więc wychodzi na plus:

"Niebieskie oczy, blond włosy, drobna budowa ciała.  Zjawiskowa delikatna uroda. Do tego była zabawna, miała cięty dowcip i nikogo się nie bała. Potrafiła sprowadzić cię do parteru złośliwym komentarzem, a potem zatrzepotać rzęsami i patrzeć jak liżesz rany" A.F. Brady


Typowo "ja". Jak kiedyś ktoś mnie określił: "Kasia to nie imię, Kasia to ripostomistrz", więc lepiej mnie nie prowokować. 

Siedem książek, nie licząc lektur szkolnych, które musiałam przeczytać, na dwa miesiące ( w tym jeden najkrótszy) to całkiem dobry wynik. Być może uda mi się dobić do 52 książek w roku. 

Trzymajcie kciuki i piszcie, jakie książki polecacie. 
Pozdrawiam
Kat!