poniedziałek, 27 maja 2019

Pasja - to ona czyni nas kimś wyjątkowym

Dzień dobry,

Czas mija tak szybko, że nie ma prawie nic czasu. Ktoś mówił, że grzeczne dziewczynki piszą pamiętniki, a niegrzeczne żyją, więc żyłam. Kit z tym, że połowę tego życia, jak nie więcej, poświęciłam na pracę. Jednak w życiu oprócz pracy, warto mieć też pasję i ta pasja, nawet, jak przynosiła smuteczek, potrafi urozmaicić szarą codzienność.

Tym razem, zamiast klasycznego podsumowania miesiąca, które przeciągnęłoby się na miesiące trzy (marzec, kwiecień, maj), pięć książek. Następne pojawią się w którymś z kolei wpisie. 

Czytanie to pasja, kibicowanie to pasja... 
Z pasją o pasji - niebanalna książka, która kilka lat temu trafiła w moje ręce "Jestem kibolem" Krzysztofa Korsaka opisuje przypadek stadionowego chuligana. Autorem powieści jest kibol Stilonu Gorzów, który opisuje losy swoje i swojej ekipy, ale w taki sposób, że każdy kibic w Polsce może się z nimi utożsamiać.
Nie ma jakiegoś wywyższania się jeśli chodzi o klub - bohater powieści zdaje sobie dobrze sprawę z miejsca w szeregu swojej ekipy. "Belfer", "Kocur", "Obiad", "Matka" trenują sztuki walki i biorą udział w ustawkach. Chuligańskie życie jest dla nich chlebem powszednim. Na co dzień każdy z nich ma swoją pracę - główny bohater jest na przykład nauczycielem w szkole (no i ch*j, się wydało, co nauczyciele porabiają w wolnych chwilach). Jego pasja doprowadza go najpierw na dywanik do dyrektora, a później sprawia, że po przybiciu zawiasów zostaje zwolniony z pracy.
Po tym jak najlepszy przyjaciel "Belfra" zapada w śpiączkę po walce na dworcu, ten odpuszcza trochę kibicowskie życie. Zaczyna zastanawiać się nad sobą, poszukuje spokojniejszego zajęcia. Ani układanie klocków, origami czy robienie zdjęć, nie są w stanie zastąpić adrenaliny towarzyszącej meczom. W końcu wraca na stadion, ale na trybunę pikników. Nie potrafi się tam za bardzo odnaleźć. W końcu, gdy jego przyjaciel wraca do zdrowia, zastanawiają się co dalej. Tu z pomocą przychodzi im dziewczyna "Belfra". Początkowo jej pomysł zostaje wyśmiany, ale ostatecznie ekipy chuligańskie w Polsce przystają na to i w końcowej fazie książki ma miejsce... (jak przeczytacie, to się dowiecie:)).
"Jestem kibolem" to świetna pozycja, którą czyta się jednym tchem. Niektóre z przemyśleń głównego bohatera zapewne towarzyszyły wielu z nas. Polecam, naprawdę czyta się jednym tchem.



Oprócz kibicowskich przeżyć, zgłębiłam też losy sfrustrowanego eks-dziennikarza, który trudni się niezbyt moralnym procederem.  "Porwanie Sabinek" Jacka Inglota to według mnie jedna z ciekawszych powieści rozliczeniowych z minioną epoką. Bohater wchodził w życie z głową pełną ideałów, serce gorącym i wierzył w to, co robi, w Polskę, w to, że uda się ją zbudować, choć nie jest to łatwe. Pisze zawsze to, co uważa za słuszne, aż w końcu okazuje się, że tylko on tak uważa, lista kontaktów w telefonie maleje, a połączenia od niego odbierają jedynie dziewczyny z agencji towarzyskich. By przeżyć i utrzymać się na powierzchni, zaczyna wywozić panienki za zachodnią granicę. Wspomnienia przeplatają się z codziennością bohatera, który wiezie inteligentną maturzystkę. Biedną i nieszczęśliwie zakochaną. Niewinność i prawdziwość dziewczyny sprawia, że bohater przypomina sobie, że ma coś takiego jak sumienie, skrupuły i serce. Te nieużywane części nagle się odnajdują i uderzają go obuchem w twarz. Podobnie jak wizje, w których pojawia się postać dawno zmarłego przyjaciela. Powieść ładnie napisana, choć mało realistyczna. Dobrze i szybko się czyta, tak więc szanuję za łatwość pisania o rzeczach brudnych niemal poetyckim językiem. Charakter i emocje są tu prawdziwe, natomiast sama fabuła... Beach, please!

Rozumiem, że esbek może być oczytany, ale przesłuchanie bardziej przypominało opis studenckiego egzaminu. Poza tym, wrażliwa miłośniczka folka raczej nie pasuje mi jako bywalczyni imprezy w kurwidołku w Polsce B, a wynaturzenia bohatera wydają się czarno-białe. Zero-jedynkowe. On, wplątany w bieg wydarzeń, pechowiec historii, a dla innych liczy się tylko kasa, choć to on sam dla kasy zachowuje się jak najgorszy drań. Hipokryta? Być może, choć ma tego świadomość. POLECAM, zwłaszcza tym, którzy mają pojęcie o klasyce literatury. Inaczej można nie skumać aluzji do Konrada Wallenroda, Kordiana, czy "Popiołu i diamentu". Widać, że autor jest oczytany i ma dużą wiedzę, a do tego potrafił stworzyć klasyczną komercyjną historyjkę, bo - jak wiadomo - dziwki i narkotyki zawsze się dobrze sprzedają.


Czytałam też książki Harlana Cobena, pt. "Zostań przy mnie" o przeszłości, która pojawia się niespodziewanie, przenika przez szczelinę idealnego życia i mąci w nim, wywołując tęsknotę za tym, co już minęło. Megan - mamuśka z przedmieścia, której życie upływa pomiędzy odwożeniem dzieci z punktu A do punktu B - odwiedziła "stare śmieci", mimo że chciała z nich uciec. Zważywszy jednak na to, że zawsze wraca się w te miejsca, które wcześniej uporczywie chciało się opuścić, można zrozumieć nostalgię bohaterki za młodością i pracą striptizerki, która dla biednej dziewczyny wydawała się świetną możliwością łatwego zarobku: taniec, zabawa, impreza, seksowne stroje i jeszcze za to płacą. Jeszcze większą nostalgię wywołuje postać Dana, jej dawnej miłości. Ten też tęskni za przeszłością, choć z innego powodu. Gdy raz pomyliły mu się kroki, nie potrafi wrócić na właściwą ścieżkę, wziąć się w garść i ułożyć sobie życia. Ma wielki talent dziennikarski, ale - podobnie jak bohater poprzedniej powieści - nie potrafi utrzymać odpowiedniego miejsca w branży. Zamiast zajmować się poczytnymi reportażami, ugania się za celebrytami i robi im zdjęcia. Trzecim bohaterem jest detektyw, zajmujący się sprawą morderstw. Jak się okazało, wszystkie ofiary łączy jedno: zginęły w przedostatni dzień karnawału. Pieprzyku całej sprawie dodaje fakt, że jednym z zaginionych jest prześladowca Cassie, a data jego śmierci pokrywa się z momentem jej ucieczki. Powieść jest przewidywalna, ale czyta się ją bardzo przyjemnie. 


Czwartą pozycją, która wciągnęła mnie na jeden wieczór, było "Kłamstwo doskonałe", opowiadające historię studentki, która po zakrapianej imprezie i przyłapaniu chłopaka na zdradzie, wsiadła do auta i... przejechała mężczyznę. Z kłopotliwej sytuacji ratuje ją przystojny policjant. Niestety, jak się okazuje, to dopiero początek prawdziwych kłopotów. Bohaterkę poznajemy po wielu latach, gdy - jako prawniczka i spełniona mama szesnastoletniej córki - wspomina swoją historię. Służbowo musi zająć się sprawą czarnoskórego mężczyzny, oskarżonego o gwałty i morderstwa na młodych dziewczynach. Bohaterka wie jednak, że to nie on jest przestępcą. Doskonale pamięta noc swojej ucieczki i twarz porywacza. Udało jej się zbiec, ale wie, że musi w końcu spłacić swój dług. Jak potoczą się losy prawniczki? Czy uda jej się zwycięsko zmierzyć z przeszłością i co stanie się, gdy spotka swojego byłego męża? 

Świeżutkim i pełnym cudowności odkryciem jest również dzieło J. Małeckiego, pt. "Nikt nie idzie". Bohaterowie są opisani pięknym językiem. Metafory brzmią świeżo, a sposób prowadzenia narracji przywodzi baśnie, czytane w dzieciństwie. Chłopiec, ukryty w ciele mężczyzny, nosi w plecaku czerwone balony i, gdy traci jedyną bliską mu osobę: ukochaną matkę, przypadek splata go (po raz kolejny) z Olgą: zagubioną, popełniającą błędne decyzje młodą kobietą. 

Opowieść o miłości, przyjaźni i tych aspektach, które sprawiają, że ludzie - jako jednostki, nie tłum - stają się kimś wyjątkowym. 

Pozdrawiam i życzę umiejętności łapania imponderabiliów. Tych nieuchwytnych elementów, świadczących o byciu sobą.






Wyjątkowym i pewnym siebie.

Pozdrawiam
Wasza Kat.


środa, 24 kwietnia 2019

Jak zostać celebrytą i dlaczego nim nie będę?

Cześć,

dziś na tapet kilka porad dla przyszłych niedoszłych gwiazd intenretu, kandydatów na bożyszczów tłumu, który raz po raz ma nową zabawkę i jara się czymś tak mocno jak Rzym za czasów Nerona. Jeśli nie masz talentu, pomysłu na siebie i pieniędzy, zawsze możesz zostać celebrytą lub gwiazdą internetu, hoodrichem, czy patostreamerem. Mimo że subskrypcje to nie S z dwoma kreskami, warto je zdobyć, by mieć fejm.

Dobra, zaczynamy:

Jeśli chcesz, by kobiety piszczały na Twój widok, mężczyźni przysyłali Ci bukiety kwiatów z numerami telefonu, a dzieci pisały do Ciebie wiadomości, okraszone serduszkami i słowami typu: lol, love, rotfl, to zapraszam do lekturki.

1. Pokaż cycki!

Są cycki, jest główna, a jak jest główna, to wyświetlenia rosną. Może nie zapewni Ci to roli w serialu dla Grażyn, ale lajki, plusy i minusy od tych, którzy zazdroszczą i nie musisz się nimi przejmować, już tak. Zresztą, nawet hejt jest czymś dobrym. W końcu nieważne, co mówią, byleby mówili. Jeśli nie masz cycków, stawiaj na kontrowersję. Powiedz coś, co wkurzy społeczeństwo, zbulwersuje je, albo sprawi, że będą chcieli rzucać cię pomidorami. To sprawi, że stanie się o Tobie głośno, a wtedy już możesz uderzyć z nową fryzurą, butami, zabawnym nakryciem głowy i młodszym chłopakiem, który spędza w łazience więcej czasu niż przeciętna nastolatka.

2. Ćwicz, kupuj ładne ciuchy i pisz, co ludzie chcą przeczytać

Jak tam lubisz. Jeśli jednak pójdziesz tą drogą, oprócz przysiadów, rób sobie tatuaże. Opowiadaj też ckliwe historie, koniecznie z przesłaniem typu, że możesz wszystko. I Ty, i Twoi czytelnicy. W końcu każdy lubi, gdy mu się wmawia, że jest kimś. Powiedz randomowej typiarce sprzed kompa, że jest cudowna, ma piękne oczy i każdy frajer, który jej nie docenia, jest nic nie warty. Ona wtedy pisze: och, ach, pod Twoimi postami i się cieszy. Faceci, chcąc się przypodobować, bo - oprócz mądrego tekstu - jest czarno-białe zdjęcie, ociekające erotyzmem, też piszą. Najczęściej, że oni nie są tacy, jak inni.



Ty wiesz, że to bzdury i przewracasz oczami, ale wiesz, że trzeba pisać to, co ludzie chcą przeczytać, by móc w końcu przytulić trochę keszu i wozić się tym wymarzonym cadilacciem po szlugi do kiosku.

3. Nie ironizuj lub tłumacz się, że to robisz.

Naprawdę, ludzie są głupi i nikt Cię nie zrozumie, jeśli powiesz coś sarkastycznego lub ironicznego. Jeśli już nie możesz się od tego powstrzymać, wytłumacz, że to hehe, heheszki, bo inaczej polecą łapki w dół.

4. Kupuj drogie rzeczy i udawaj, że robisz reklamę ich firmom.

Może się skapną i coś Ci za to skapnie.

5. Wystąp w "Tańcu z gwiazdami".

Wtedy już na 100 procent skumają, że jesteś gwiazdą. Inaczej mogą tego nie zauważyć. Jeśli nie umiesz tańczyć, telewizja śniadaniowa też jest jakimś rozwiązaniem. Zupełnie jak słoneczna Dominikana.

DLACZEGO NIE ZOSTANĘ CELEBRYTKĄ?



Może przez to, że cycki pokazuję tylko mężowi, ćwiczę, jeśli mam ochotę i piszę tylko to, co uważam za słuszne. Ironizuję, mam czarne poczucie humoru i nie stać mnie na drogie rzeczy. Pewnie dlatego nikt nie zaprosi mnie do "Tańca z gwiazdami" i szczęście, bo nie tańczę, jak mi zagrają.

Asta la vista, kochani

Wasza Kat

wtorek, 23 kwietnia 2019

Światowy Dzień Książki, czyli jakim jestem czytelnikiem

23 kwietnia przypada Światowy Dzień Książki,
więc tym razem kilka faktów czytelniczych na mój temat.

1) Czytam, bo lubię, nie, bo ktoś mnie zmusza. Gdyby ktoś mnie zmuszał, efekt byłby odwrotny do zamierzonego. Na szczęście w dzieciństwie miałam "szlabany na czytanie", bo w wyniku tej czynności zaniedbywałam inne obowiązki, takie jak ścieranie kurzu (jak leży, to i ja sobie chętnie poleżę z książką).

2) Lubię książki tradycyjne i e-booki. Od formy bardziej liczy się treść. Niby tak, ale jednak nie do końca, bo choć kocham czytać zarówno na papierze, jak i na kompie, to nie przemawiają do mnie audiobooki. Nic na to nie poradzę, że jestem wzrokowcem.

3) Lubię bardzo różne gatunki, choć najlepiej relaksują mnie kryminały. Nie zawsze czytam po to, by się zrelaksować, ale jeśli świat przypomina książki Orwella, to mam ochotę sięgnąć po coś lżejszego i tym czymś najczęściej są kryminały. Lubię rozwiązywać zagadki, zastanawiać się, kto będzie mordercą. Zazwyczaj udaje mi się zgadnąć i choć lubię te nieprzewidywalne powieści, świadomość, że rozwikłam morderczą intrygę, nieco podnosi mi ego.

4) Nauczyłam się czytać z "Koła fortuny", gdy miałam niespełna cztery lata. Dokładnie nie pamiętam, kiedy, ale jeszcze przed ukończeniem czwartego roku życia miałam opanowane literki. Co ciekawe, nikt ich ze mną nie ćwiczył. Po prostu oglądałam pewien popularny program i zapamiętałam, o co chodzi. Potem zaczęłam czytać wszystko. Ulotki, napisy na banerach, książeczki, aż w końcu jako pięciolatka przeczytałam pierwszą powieść, którą była "Awantura o Basię". Do dziś mam słabość do wytworów Kornela Makuszyńskiego.

5) Nie czytam codziennie, ale jak już czytam, to od deski do deski. Nie zawsze mam czas, by przeczytać książkę, ale jak już się za nią wezmę, to robię to "na strzała". Jak zacznę, nie skończę, dopóki nie dojdę do ostatniej szkoły. Oznacza to, że najczęściej czytam nocą, bo i wtedy nie mam nad głową głosiku: "Mamooo, chodź. Mamo, chowaj to!"

No i tyle w temacie.
Niedługo opowiem Wam o moich ostatnich czytelniczych odkryciach, a tymczasem miłego świętowania.



Jeśli nie macie ochoty wziąć "Tadeuszka i do łóżka", jak moja mama mawiała o dziele polskiego wieszcza, możecie wypić z tej okazji.

Cherio!
Kat

niedziela, 10 marca 2019

Ludzie w śpiączce nie mają snów, a ludzie bez mózgu - zmartwień

Cześć!

Jak wiecie, lubię czytać. Nie tylko książki, ale i artykuły. Wiele z nich zostaje w mojej pamięci, bo co jak co, ale pamięć mam dobrą. Przynajmniej, jeśli chodzi o to, co czytam, daty i historie z życia. Bo wiecie, to jak w tym kawale, że to, że Kasia nie pamięta, gdzie odłożyła gumkę do włosów, nie oznacza, że nie pamięta, co jej facet powiedział trzy lata temu 15 września o godzinie 18.39. No i mniej więcej tak to wygląda, bo choć na zakupy muszę iść z listą i nigdy nie pamiętam, gdzie odłożyłam daną rzecz, potrafię wyrecytować z pamięci całą Inwokację, wiem, kiedy urodziły się wszystkie dzieci w mojej rodzinie i obudzona o trzeciej w nocy powiem, o co byłam zła latem dwa tysiące szesnastego roku.

Interesuję się psychologią, szczególnie wszelkiego rodzaju zaburzeniami. Gdy byłam młodsza i jeszcze dość często jeździłam pociągiem, lubiłam obserwować ludzi. Wyobrażałam sobie ich losy, ustalałam ich wiek i cel podróży.

Wtedy też przeczytałam, że ludzie w śpiączce nie mają snów. Są pogrążeni w swoistym letargu, odcięci od rzeczywistości. To smutne, ale może i lepsza taka pustka od koszmarów, z których nie można się obudzić.

Zapomniałam o tym artykule, by nagle natrafić na inny, sprzed czterech lat, który przeczytałam i utkwił mi w pamięci.

Opowiada on o kobiecie, która traci mózg. Zanika jej świadomość, a lekarze rozkładają ręce i nie wiedzą, co począć. To, co mnie uderzyło w wypowiedzi bohaterki, to to, że: "jedno dobre z tego wynikło: zniknęły wszystko problemy. Dziś się niczym więcej nie przejmuję". 


Mimo że brak mózgu uniemożliwia normalne funckjonowanie, pracę, rozmowy, a ostatecznie powoduje utratę życia, człowiek się tym nie przejmuje, bo nie analizuje. Nie myśli i przez to może się uśmiechać i przyjmować świat, takim jak jest.

 Żyć chwilą.
Bez przeszłości
i przyszłości.

Tu i teraz.

Czasem bym tak chciała, ale nie potrafię.

Pozdrawiam
Kat

sobota, 2 marca 2019

Podsumowanie stycznia i lutego

Cześć,
minął styczeń, polutowaliśmy, aż w końcu przyszedł marzec.


Ze względu na to, że w tym roku dość wcześnie przypadły nam ferie, udało mi się trochę przeczytać (Borze liściasty, dzięki za drewno, z którego wykonane są książki i za te w dwupaku też, bo to i tanio, i wygodnie dla nabywcy). W każdym razie po raz kolejny nie obyło się bez sensacji i thrillerów, a i antyutopia się wkradła.

Dobra, zaczynamy.

1. Pierwszą pozycją, po którą warto sięgnąć, jest "Futu.re" Głuchovsky'ego. Zgadzam się jednak z adnotacją na książce, iż to lektura dla osób powyżej 18 roku życia. Nie chodzi bynajmniej o sceny erotyczne lub przemoc, ale o pewną dojrzałość czytelnika. Książka porusza ciężkie tematy. Wizja świata osadzonego w przyszłości wydaje się być kolorowa, ale to tylko pozory. Ludzie osiągnęli nieśmiertelność, ceną za to jest rezygnacja z rodzicielstwa. Na początku wydaje się, że zdobyliśmy to, o czym wielu marzyło, ale wszystko piękne jest tylko z daleka. Z bliska wchodzimy w ponurą rzeczywistość. Mocna książka, która pokazuje, że mamy zbyt egoistyczną i jesteśmy zbyt niedoskonali, by żyć wiecznie, co pokazuje chociażby cytat:

"Mówię to jemu i mówię tobie: śmierć jest nam potrzebna! Nie powinniśmy żyć wiecznie! Nie takimi nas stworzono! Jesteśmy zbyt głupi na wieczność. Zbyt egoistyczni. Zbyt zadufani w sobie. Nie jesteśmy gotowi na życie bez końca. Potrzebujemy śmierci, Jacob. Bez śmierci nie potrafimy żyć".



2. Drugą z książek, która wpadła mi w ręce, jest "Ściana sekretów" Tany French. W tym przypadku lądujemy w mega wypasionej prywatnej szkole, w której uczą się dziewczęta z wyższych sfer. Pannice mogą zostawiać karteczki na tablicy korkowej. Napisać, w kim się kochają i że martwią się dodatkowym projektem zaliczeniowym. Pewnego dnia pojawia się na niej informacja: "Wiem, kto zabił", a córka detektywa, Holly Mackey pojawia się z nią na policji. 

Sprawa dotyczy zamordowanego kilkanaście miesięcy wcześniej chłopca z równie elitarnej szkoły. Młodzieniec ma nieposzlakowaną opinię i chociaż złamał parę dziewczęcych serduszek jak na bogatego i pewnego siebie dupka przystało, raczej nie miał wrogów. Uczył się dobrze, miał wielu przyjaciół i dobrą opinię.

Dlaczego Chris został zamordowany i kto wie coś więcej na temat śmierci chłopca? 

Mimo że lektura nie była jakaś rewelacyjna, wciągnęła mnie. Nie jestem już szesnastolatką, ale potrafię jeszcze wskrzesić w pamięci emocje z tamtego okresu. Niestety, sprawca był tak przewidywalny, że dziwię się, że wcześniej na to nie wpadli. 


3. Druga z książek T. French "Bez śladu" (lub "książka o drzwiach", jak określił ją Pablo, patrząc na okładkę) była - według mnie ciekawsza. Mamy tu klasyczny motyw powortu do przeszłości. Do rodziny i miasta, od którego usilnie chciało się kiedyś odejść i zapomnieć wszystko, co było z nim związane. Marek Hłasko pisał kiedyś, że ludzie zawsze wracają w miejsca, z których chcieli uciec i tu mamy podobnie.

Bohater miał naście lat, piękną i pyskatą dziewczynę. Planowali, że razem uciekną, ale w dniu, gdy się umówili, był sam. Wyjechał, myśląc, że ona już pojechała. Po latach okazuje się, że wcale tak się nie stało. Kobieta zniknęła bez śladu. Bohater wraca więc i zaczyna prowadzić śledztwo, które prowadzi do zaskakujących wniosków. Czy po odkryciu prawdy nadal będzie mógł być sobą?


4. Książka Lee Childa "Milion dolarów" była ciekawa. Wraz z Reacherem pojechaliśmy do Niemiec, gdzie rozwiązywaliśmy zagadkę tajemniczej śmierci prostytutki. Czytelnik miał tę przewagę nad bohaterami, że od początku wiedział, kto zabił i w dodatku, z jakiego powodu. Międzynarodowa afera i, co ciekawe, każdy z bohaterów został ukazany bardzo realistycznie. Podobało mi się. 

5. Kolejną książką Lee Child była  "Nocna runda". Tym razem Reacher zauważył w oknie lombardu pierścień i postanowił za wszelkę cenę odnaleźć jego właścicielkę. Bohater bezkompromisowy, ale ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się wraz z nim rozwiązywać zagadkę. Kim była tajemnicza kobieta i jak potoczył się jej los? Warto przeczytać i, choć nie ma takich ludzi, jak Jack Reacher, to warto spotykać się z nimi, choćby na kartach powieści.

Emocje jak przy czytaniu "Pana Samochodzika" w dzieciństwie. Książki na jedną noc, bo nie można się od nich oderwać. 

6. Następna książka "Czarownice nie płoną" Jenny Blackurst opisana była z punktu widzenia psycholożki, która wróciła do rodzinnej miejscowości. Pomaga dwunastoletniej dziewczynce, która - jako jedyna przeżyła pożar, a opinia społeczna zrobiła z niej groźną czarownicę. Wszyscy uważają, że z Ellie jest coś nie tak, a osamotniona dziewczynka nie ma w nikim oparcia. W rodzinie zastępczej nie odczuwa zrozumienia, a w szkole spotyka się z ostracyzmem i prześladowaniem ze strony kolegów. Książka o tym, jak plotka i strach wpływają na ludzi, którzy - w wyniku zbiorowej historii - potrafią zniszczyć człowieka. 

Czarownice nie płoną.
Czarownice nie istnieją, ale dziewczynka, która przeżyła, została właśnie tak nazwana. 

7. Pozycja, którą przeczytałam w kilka ostatnich dni lutego nosi tytuł "Na krawędzi" i opisuje kobietę, która rozpaczliwie próbuje utrzymać się na powierzchni. Samantha jest psychologiem, która potrafi innym uporać się z problemami, a sama nie umie ogarnąć swojego życia. Praca, w której jest supermenką, kompensuje związek z przemocowcem, alkoholizm i poczucie beznadziejności. Oczywiście ważny jest tu też pewien schemat, który determinuje jej zachowanie. Widać, że autorka zna temat zaburzeń i potrafi w autentyczny sposób przedstawić jedno z współcześnie najpopularniejszych. Ogólnie ciekawa pozycja, choć pojawiło się parę niedociągnięć. 

W końcu jednak znalazłam cytat, który mnie opisuje, więc wychodzi na plus:

"Niebieskie oczy, blond włosy, drobna budowa ciała.  Zjawiskowa delikatna uroda. Do tego była zabawna, miała cięty dowcip i nikogo się nie bała. Potrafiła sprowadzić cię do parteru złośliwym komentarzem, a potem zatrzepotać rzęsami i patrzeć jak liżesz rany" A.F. Brady


Typowo "ja". Jak kiedyś ktoś mnie określił: "Kasia to nie imię, Kasia to ripostomistrz", więc lepiej mnie nie prowokować. 

Siedem książek, nie licząc lektur szkolnych, które musiałam przeczytać, na dwa miesiące ( w tym jeden najkrótszy) to całkiem dobry wynik. Być może uda mi się dobić do 52 książek w roku. 

Trzymajcie kciuki i piszcie, jakie książki polecacie. 
Pozdrawiam
Kat!

czwartek, 21 lutego 2019

Tylko martwi nie kłamią

Tylko martwi nie kłamią.
I nie martwią się o nic,
nie bije im mocniej serce,
z którego spada kamień.

Tylko żywi nie wiedzą,
co będzie po
drugiej stronie
lustra,

zanim ktoś je rozbije
i nie będą mogli już wrócić.

Ludzie przychodzą na świat, a potem umierają. Liczy się to, co jest pomiędzy. Niestety, na "to" często brakuje czasu i tylko sekundy zapierają dech w piersiach i sprawiają, że chce się krzyczeć z czegoś innego niż z frustracji, gniewu i bezsilności.


Ludzie przychodzą na świat, a potem wcale nie wiedzą, jak mają żyć. Przegapiają w s k a z ó w k i, które tkwią w ich duszy i szukają na oślep. Kupują poradniki, tracą pieniądze na porady kołczów, próbują odnaleźć samych siebie i kończą z psychotropami. Są ciągle źli, narzekają na państwo, swój samochód, sąsiadów. Przeklinają swój brak szczęścia, przeganiają wszystkie czarne koty i łapią się za guzik, gdy mijają kominiarza.

Nie chcą tak żyć, chcą umrzeć, choć tak naprawdę woleliby żyć naprawdę, ale nie umieją tego zwerbalizować, więc zakładają pętlę na szyję i nie myślą o swoich bliskich. Tamci z kolei łamią się na małe kawałki, które można skleić, ale już nigdy nie będą całością bez najmniejszej rysy. To życie zostawia blizny.

Nieważne, jak będziesz się starać, one zostaną z tobą. Czasem będziesz mieć wrażenie, że tylko one, choć to oczywiście nieprawda. 

Czasem zastanawiam się, czym jest życie i o co w ogóle w nim chodzi. Po co ten cały pęd za bejmem, skoro i tak nic z niego nie wynika. Majątku do trumny nie zabierzemy, a kłócimy się o głupie drobne, bierzemy kredyty, których nie mamy za co spłacić. Życie tymczasem łatwiej można zgasić niż zapałkę.


Tamten chłopiec zapamiętał,
że zawsze miałam ogień w oczach,
choć tylko odpalałam 

zapalniczkę,

by spalić
wszystkie mosty.

Czasem wydaje mi się, że udało mi się odgadnąć zagadkę życia, a potem nagle zdarza się coś, co sprawia, że nie umiem zachować stoickiego spokoju.

Pozdrawiam,
Kaś!






niedziela, 27 stycznia 2019

Ciepłe uczucie komfortu

Cześć,

młody śpi, więc mogłabym się powgapiać w kawowe oczy mojego Lubego. Niestety, musiał jechać na awarię, co oznacza, że mam czas dla Was. Lubię niedzielę. Czas spędzony z rodziną, dobre dyskusje, które pozwalają spojrzeć na wiele spraw z innej perspektywy. Domowe słodycze, kawa, kawusia, kawunia. Dużo kawy. Trochę czytania, albo wyjazd na mecz, gdy jakiś jest. Eldo na głośnikach. Cholera, ile lat już minęło, od kiedy słuchałam jego kawałki z mp3. Jeden z lepszych twórców. Nie ma może jakiegoś wybitnego głosu, ale pod względem tekstowym niewielu może się z nim równać. 



Młody śpi. Leżę obok niego w łóżku, laptop na kolanach, herbata z cytryną (by zabić bakcyla przeziębienia) obok. Jeśli nie obleję się, będzie dobrze. W końcu jest miło, mimo że jutro kończy się laba. Przede mną lekcje lekturowe, co oznacza ciekawe pomysły. Ciekawe, jak czwartaki zareagują na pomysł tworzenia gry i późniejszy turniej. Rywalizacja tym lepsza, że zwycięska drużyna otrzyma punkt więcej na sprawdzianiku z lektury, a czasem punkt oznacza ocenę wyżej. 

Eldoka nawija o ciepłym poczuciu komfortu i w sumie to jest coś, co właśnie w tej chwili czuję. Błogość, spokój (jakże rzadki przy moim cholerycznym usposobieniu), pogodzenie się z sobą. Koniec walki ze światem i odpuszczenie wyścigu szczurów. Tour de życie w końcu męczy, nie wszyscy muszą być szybcy, przez to wściekli, potykać się, co krok o własne błędy.

Nie jest idealnie, ale nie trzeba w to brnąć. Być może przez to, że w młodości słuchałam tego typu utworów, czytałam książki o podobnej tematyce i byłam wychowana według takich a nie innych wzorców, dziś nie mam potrzeby mieć wszystkiego. Nie zabijam się o lajki, a tym bardziej o nie nie żebrzę, a nawet  nie rzucam się na wyprzedaże podczas Czarnych Piątków. Mam to gdzieś.

Dziś mogę spokojnie powiedzieć za Leszkiem: 

"Poznałem zasady gry, mam dość - ja odpadam.
Nie chcę tego, a ktoś wciąż próbuje mnie zabawiać.
Bój się. Nowości kupuj. Chodź jak po sznurku,
a świat wychowa sobie pokolenie głupców.
Wolę oglądać chmury, słuchać gwiazd,
wolę słuchać oddechów ulic w sercu pięknych miast".

Zazwyczaj w najpiękniejszych chwilach nie myślę o tym, by wyciągnąć smartfona, cyknąć fotkę i dać ją na fejsa. Zabawne, że dziś na koncertach ludzie częściej od zapalniczek wyciągają telefony i nagrywają całą imprezę zamiast zwyczajnie się bawić. 

Też lubię piękne zdjęcia, jednak te najpiękniejsze fotografie mam w zakładce: Wspomnienia w moim mózgu. Czasem je przeglądam, gdy zamykam oczy. I to dopiero jest coś!



Dobrej nocy
Kat.

czwartek, 17 stycznia 2019

Kolorowe pudełka. Podróż tam i z powrotem.

Padał deszcz. Krople uderzały w szybę samochodu, nie zważając na syzyfową pracę wycieraczek, które miarowo przesuwały się to w jedną, to w drugą stronę. W pojeździe było ciepło. Dwuipółletni chłopczyk spoglądał przez okno, rozglądając się, czy gdzieś przypadkiem nie pojawi się "ciuch ciuch". Nie płakał i nie marudził, mimo że podróż była długa. Materiał na idealnego podróżnika. 

Padał deszcz, ale jakby mniej, gdy wjeżdżaliśmy do Międzyzdrojów. Morze zimą ma swój urok, którego nie sposób dostrzec latem. Gdy zameldowaliśmy się w hotelu, poszliśmy na spacer. Do plaży było jakieś 70 metrów, więc spokojnie udało nam się przejść, a następnie udaliśmy się wzdłuż niej w kierunku mola. Woda była spokojna. Jedynie od czasu do czasu na horyzoncie pojawił się jakiś bałwan, ale skoro nie ma śniegu i nie można ich zrobić, warto chociaż popatrzeć na te na morzu.



Miasto wyglądało na wymarłe. Nie było turystów z parawanami, a jarmarczne budki z pamiątkami stały zamknięte na cztery spusty jak kolorowe pudełka z prezentami. Nieomal mola znajdowała się duża bombka i jedynie ogromnej choinki brakowało do tego krajobrazu. Nic dziwnego, było już po świętach, więc zapewne ktoś pospieszył z nią do ogromnego magazynu, po drodze gubiąc niektóre ozdoby. Na drodze było ślisko, stopniały śnieg tworzył breję, która nieznacznie przylepiała się do butów. Większość barów z jedzeniem była zamknięta. Tylko w centrum otwarto kilka lokali, w których ceny były porównywalne.

To wszystko ma swój lekko nostalgiczny klimat, a widok morza zawsze działa na mnie uspokajająco. Nie umiem tego określić. 

Padał deszcz także w dniu, gdy wybraliśmy do Świnoujścia. Mimo to było super. Po znalezieniu miejsca parkingowego, pojechaliśmy promem, a następnie na krótki spacer. Tam i z powrotem. "Łódź" w kilka minut przeprawiła nas na drugi brzeg. Warto się wybrać, zwłaszcza, że cena takiej przeprawy wynosi zero złotych. Młodego szczególnie zainteresowały samochody, które razem z nami płynęły przez morze. Nie obyło się bez przygód, które zostawimy dla siebie. Beemka, jak na rasową kobietę przystało, miała swoje humory, ale "jak nie siłą, to młotkiem", więc wszystkie problemy zostały rozwiązane szybciej niż się zaczęły.

Wszystko, co dobre, szybko się kończy. W dniu powrotu było w miarę ciepło, ale po pożegnaniu z morzem, udaliśmy się w drogę do domu. Przy okazji zajechaliśmy do Wolsztyna, gdzie młodziak mógł obejrzyć sobie oelki i TK48, czyli lokomotywy parowe. Był zachwycony, choć z pewnym żalem przyjął do wiadomości, że nie wrócimy do domu pociągiem. 

Padał deszcz, gdy wjeżdżaliśmy na podwórze. Było znacznie cieplej niż powinno być w styczniu. 

Pozdrawiam
Kat

wtorek, 8 stycznia 2019

Sinusoida, albo po prostu życie

Cześć!

"Swoim życiem sądzi się życie innych, życie jest w nas samych. Nie ma innych wartości ocen. Najbardziej nieszczęśliwy okłamuje innych wizją szczęścia, by zdobyć się choć trochę na własne, dalsze życie. Mając jedne oczy nie można mieć wielu spojrzeń. Czy można więc w ogóle sądzić innych, siebie, życie?" 
Marek Hłasko


Życie mija szybko, łącząc radości z uczuciem przygnębienia oraz czarną rozpacz z uśmiechem przez łzy. Raz jesteś na wozie, raz pod nim. Jednym razem patrzą na ciebie z zazdrością, innym z politowaniem i, co najzabawniejsze, są to te same osoby. Czasem odnosisz sukcesy, czasem ponosisz klęskę, spotykasz rożnych typów - jedni z nich będą cię wielbić, inni sprawią, że poczujesz się jak wbity w glebę. O ironio, często są to ci sami ludzie i, jeszcze lepiej, zupełnie tacy sami jak ty. Tak samo znają smak łez i sukcesów. Wszyscy w głębi duszy jesteśmy egoistami, nawet jeśli mówimy, że nie, że "gdzie ja?", tak naprawdę chcemy mieć wszystko, co najlepsze, potrafimy ranić i jesteśmy czasem kompletnie bezuczuciowi.



Cudzy ból poczuć jest najtrudniej i zawsze wydaje się mniejszy od naszego, nawet jeśli ten nasz to tylko złamany paznokieć, a komuś innemu serce potłukło się na małe cząsteczki. Potem, gdy przeżywamy to samo, mamy tylko rozszerzone źrenice i dziwimy się, że tyle można znieść. 

To jest sinusoida, o czym musisz pamiętać, gdy jesteś na szczycie. Szczęście nie jest stanem wiecznym, można je porównać do mebli z Ikei. Ładnie wygląda na obrazku,więc chcesz je mieć, a potem musisz poświęcić mnóstwo czasu na jego zbudowanie. W końcu okazuje się nietrwałe, wystarczy jeden zły ruch i już wszystko się psuje.

Życie mija szybko, a to, jakie jest, uzależnione jest od tego, co akurat przeżywamy. Człowiek, który nie zna szczęścia, będzie mówił, że ono nie istnieje, a ci, którzy nigdy nie byli kochani, najgłośniej krzykną, że miłości nie ma, nawet jeśli będzie tuż obok nich.

Rzeczywistość jest inna niż myślisz,
lepsza niż sobie wyobrażasz,
ale znacznie gorsza niż powinna być.



Dziękuję, pozdrawiam
Kaś






środa, 2 stycznia 2019

Grudzień, jak z bicza strzasnął...

Dzień dobry w nowym roku!

Grudzień szedł jak po grudzie, przynajmniej, jeśli chodzi o ilość przeczytanych książek, bo na "listę" wskoczyły tylko dwie. Inne sfery wyszły zdecydowanie lepiej, a na pewno przeminęły nie tylko z wiatrem, ale i z deszczem ze śniegiem.

Powtarzane hasło: "byle do świąt" jest już reliktem przyszłości. Grudzień zmienił się w styczeń, a stary rok w nowy szybciej niż ja zadbałam o zmianę opon. Z zimowych na letnie. Oznaczało to, że nie musiałam na jesieni zmieniać ich ponownie. "Od A do Zet, od Zet do A, lata lecą, a ja to wciąż ja" <3. Taka sama, a jednak inna.

To, co się rozpędziło pod koniec roku, to nie tylko czas sam w sobie, ale również Poznańska Lokomotywa. Zmiana trenera, którego - jak przypuszczałam, wybiorą - choć nie bez obaw, przyniosła pewnego rodzaju plusy. Gra, co prawda, jeszcze nie jest do końca idealna, ale coraz lepiej ogląda się spotkania. Zwłaszcza cieszą wyniki. Trzy ostatnie mecze z rzędu to zwycięstwa, zdarte gardło i kolejne punkty do kolekcji. Nawałka przypomniał sobie, że jednak je zbiera, ku uciesze kibicom. <3

Książki, które przeczytałam w minionym miesiącu, co by podsumowaniu stało się zadość, to "Zbrodnia w efekcie" Joanny Chmielewskiej i "Nowy wspaniały świat" Huxleya.


Pierwsza z nich to komedia, zabawna i kryminalna, pełna zwrotów akcji, charakterystycznego słownictwa i efektu zawiedzionego zaufania. Zdradzona, a nawet rozczarowana kobieta może być stworzeniem naprawdę niebezpiecznym. A gdy osób, które mogłyby swoje paluszki zamoczyć w zbrodni, jest więcej, to robi się całkiem niezła szopka.

"Nowy wspaniały świat" to z kolei ciekawa antyutopia. Czy we wspaniałym, uporządkowanym świecie jest miejsce na bycie sobą? Wolność, identyczność, stabilność - to przyświecało twórcom ustroju, w którym ludzie przestali być jednostkami, a stali się konsumentami. Nie ma tu miejsca na uczucia, bo, gdy jednostka czuje, społeczeństwo szwankuje. Jedynie na obrzeżach znajduje się rezerwat, w którym pozostali... ludzie. A ja, powtarzając za Dzikusem: "nie chcę wygody. Ja chcę boga, poezji, prawdziwego niebezpieczeństwa, wolności, cnoty. Chcę grzechu". (nawet jeśli miałoby to oznaczać prawo do bycia nieszczęśliwym). 

Przymykam na chwilę oczy i wydycham powietrze, tak jakbym wydychała dym papierosów, bo może i faktycznie właśnie tego się domagam. Prawa do bycia nieszczęśliwym, na przekór hasłom: "Jesteś zwycięzcą", "Może wszystko", "Kto ci do chuja ukradł marzenia" i wcale nie jestem nieszczęśliwa, nie mając Ferrari, ani nawet Forda Mustanga. Ich marzenia nie są moimi, nie mają nic wspólnego z tym, co uważam za ważne. Chcą być gwiazdami, a ja wolę patrzeć na te prawdziwe, wiszące gdzies na niebie. Tak jak kiedyś siedzieć na masce auta i po prostu się gapić w niebo, doszukując się w tym wszystkim nieskończoności. Ta dziewczynka w kraciastej koszuli, przetartych dżinsach i kieszeniach pełnych czereśni, które z powodzeniem udawały kolczyki. Przymrużone oczy, prawdziwy, szczery śmiech.

Wolność kocham; wygodne lubię buty, nie życie. Nie potrzebuję pięciu gwiazdek w hotelu, a w GTA taka ilość mnie przeraża i przyprawia o palpitacje serca (lub zrycia).

A, tak a propo's antyutopii jestem w trakcie czytania kolejnej. Tym razem na tapecie jest "Futu.re" o przyszłości świetnie wykreowanej. Bohaterowie są ciekawi, a z każdym kolejnym rozdzialem, Jan wydaje się być ciekawszy. Mimo że początkowo ciężko mi szło przebrnięcie przez początkowe strony, wkręciłam się i nie żałuję. Universum jest dobrze opisane i już sama nie mogę doczekać, gdy podzielę się z Wami wrażeniami z przeczytania książki. Dziękuję B. za pożyczenie tej książki. ;-)



Koniec wpisu i bomba, a kto czytał, ten trąba :)
Wasza Kaś

PS Życzę Wam wszystkiego dobrego w tym nowym roku. Przede wszystkim bycia sobą < 3
PS 2 Źródło grafik to wujek Google.