niedziela, 2 grudnia 2018

Podsumowanie listopada

Cześć,

listopady są takim miesiącem, który jednocześnie lubię i nie lubię. Da się tak, bo mam imieniny i jest dużo fajowych okazji do spotkań, a przy tym ciężko mi się zmotyzować. Deszczowo, szaro i ponuro jest, a tego już nie lubię.


No, ale mniejsza o to. W takie chłodne wieczory jakoś lepiej się czyta, bo i wtedy mniej gna w świat. Od łazęgowania bardziej kusi ciepły koc, herbata albo wino, książka. W głowie myśl: byle do jutra. W sercu jakaś dziwna melancholia, nawet, gdy wszystko jest na swoim miejscu. To tęsknota za latem. <3

W listopadzie przeczytałam więcej książek, niż w poprzednich. Na moją listę wskoczyło sześć pozycji.

Pierwszą z nich była książka, którą kupiłam w Tesco za psie pieniądze, bo tak ładnie leżała i kusiła. Gdyby mąż mnie nie odciągnął, to bym połowę pozycji wyjęła z koszyka, ale cóż, trudno, zgodził się na tę jedną. "Możliwość przemocy", bo o tej lekturze mowa, czytało mi się szybko i z nieukrywaną przyjemnością. Lubię książki, w których czytelnik wie więcej od bohaterów, a tak było w tym przypadku. Główny bohater pracuje w policji, boryka się jednak nie tylko ze śledztwem, ale i trudną relacją ze swoją partnerką. Dużo niedopowiedzeń budowało klimat. Mroczny, nieco brudny, ale  i przy tym wciągający. I like it <3

Możliwość przemocy - Dror Mishani

Później w ręce wpadła mi książka "Na skraju załamania". Dość przewidywalna, choć równie wciągająca. Dość szybko domyśliłam się, kto chce zrobić z bohaterki wariatkę. Wystarczy umiejętność czytania ze zrozumieniem i tego między wierszami. Jestem dość odporna na manipulację, no i wiem, kiedy to "świstak siedzi i zawija to w te sreberka". Przewracam oczami wtedy i właśnie tak samo robiłam wielokrotnie podczas czytania. Widziałam, kto bohaterkę robi w bambuko. Wiem, smutne jest to, co się okazało, ale niestety taka jest prawda.

Na skraju załamania - Paris B.A.
Wrogowie atakują otwarcie. Ci, których zwiesz przyjaciółmi, zostawiają noże w plecach i oczy otwarte ze zdziwienia. Na usta ciśnie się przekleństwo, ale jesteś w szoku i nie wiesz, co powiedzieć, bo walka nie była równa.

Tak właśnie było w tej historii.

Po stanie na skraju załamaniu przyszedł czas na "Terapię". xD Chodzi oczywiście o książkę Fitzka, która nieźle ryła banię. Córka psychiatry, cierpiąca na dziwną chorobę, znika. Gdy po latach spotyka pacjentkę, która twierdzi, że postaci z jej opowieści ożywają, zaczyna czuć się nieswojo i mieć nadzieję na rozwikłanie sprawy. Szczególnie, że jedna z bohaterek opowiadań kobiety bliźniaczo przypomina... jego małą Josephine. Historia mocna, wciągająca i nieco smutna. Tajemnicza, poruszająca ciekawy problem. Zagadka oraz dążenie do jej rozwiązania podobały mi się. Byłam zaskoczona, a to oznacza, że książkę pochłonęłam z nieukrywaną ciekawością.


Terapia - Sebastian Fitzek | okładka


Po zakończeniu lektury musiałam ochłonąć i poszukać jasnych stron. Pech chciał, że trafiłam nie na strony życia, ale na "Jasną stronę śmierci". Ginie piękna dziewczyna, co rozpoczyna serię niefortunnych zdarzeń oraz odkrywa wiele faktów. Sprawa ma wiele niejasności, które łączy postać kobieciarza Strelnikowa. Wśród podejrzanych początkowo jest właśnie ów mężczyzna - od niedawna mąż denatki - i jego była kochanka, przyjaciółka zamordowanej, która niedługo po tym popełnia samobójstwo.

Bardzo interesująca pozycja. Kim jest morderca i co z nim wspólnego ma młody mężczyzna, wyglądający na homoseksualistę? Warto wspólnie z detektyw Kamieńską wyruszyć tropem zagadki i dość mocno zadziwić się na końcu historii.

Okładka książki Jasna strona śmierci

Uff, śmierci w literaturze nigdy za mało, dlatego też postanowiłam odwiedzić "Dobre miasto". Tę książkę dostałam na imieniny. Jest w niej wszystko, co lubię. Klimat prowincji, tajemnica i dobry język, pasujący do bohaterów. Nie znoszę wprost, gdy penerki spod sklepu wypowiadają się elokwentnie jak hrabia z XIX wieku. Tutaj sposób wypowiadania był dopasowany do każdego z bohaterów. Menele wypowiadały się jak menele, a dziennikarka mieszkająca na co dzień w Warszawie jak na reporterkę przystało. Idealnie. Ciekawą postacią był chłopak z najgorszej dzielnicy, wychowany w mieszkaniu socjalnym. Uprawiał boks, pisał wiersze, miał pasje i był wrażliwy, a mimo to nie mógł do końca ułożyć sobie życia. Gdy wydawało mu się, że tak się stanie, padł cios, po którym mógł trafić do więzienia. Żaden z bohaterów nie był całkowicie czysty, a teraźniejszość mieszała się z wydarzeniami z przeszłości. Na ile determinuje nas środowisko, z którego pochodzimy i czy da się zapomnieć, wymazać swoje pochodzenie? Choćby dla odpowiedzi na to pytanie warto przeczytać tę powieść. Na pohybel tym, którzy mówią: możesz wszystko, wystarczy myśleć pozytywnie.

Dobre miasto

Ostatnia książka nie była kryminałem, choć i tu pojawiło się widmo śmierci. Trzy bohaterki powieści "Wszystko,  o czym marzysz" spotykają się na forum osób chorych na raka. Wzruszająca historia o przyjaźni, która rozpoczyna się w nietypowych warunkach. O tym, jak dotychczasowe problemy, przestają mieć znaczenie. Każda z nich jest inna; przed chorobą z pewnością nie zbliżyłyby się do siebie tak mocno.

Wszystko, o czym marzysz - Mike Greenberg | okładka

Listopad się skończył, liść opadł na ziemię
i teraz czas na grudzień oraz magię świąt, co to niedługo (wraz z ciężarówką z reklamy Coca Coli) do nas zawita.

Lech tymczasem w zeszłym tygodniu dał odrobinę nadziei i wygrał po słabej jakości spotkaniu, a dziś znów zagrał w swoim stylu, czyli dostał w d*pę. Ta moja pasja to już od jakiegoś czasu masochistyczna się zrobiła, ale przecież pamiętam, jak dokładnie 8 lat temu (1 grudnia 2010) grali jak równy z równym z Juventusem. Zimno, ba, piździało jak w kieleckim, boiska widać nie było, ale zawodnikom to nie przeszkadzało. Teraz brakuje motywacji, bo przecież ile można żyć wspomnieniami, i jestem ciekawa, czy Nawałka podoła całej sytuacji. 

Pozdro600, 
trzymajcie się cieplutko

_Wasza Kat.