i oczywiście "Lalka",
która pojawia się w arkuszach tak często, że wszyscy się przyzwyczaili.
Tymczasem nieszablonowy tekst na temat Beluni i niesprawiedliwych ocen na jej temat.
Izabela Łęcka do najmilszych istot nie należała. Ot, rozkapryszona dziewczynka z bogatego domu, wychowana przez tatusia na laleczkę. W XX/XXI pewnie wyglądałaby jak gwiazda amerykańskiego liceum. Najlepsza partia w szkole. Rozumiecie, o co chodzi. Takie modne i popularne pannice, które stoją wysoko w rankingu...
Mniej więcej jak Cher ze "Słodkich zmartwień":

Izabela była kobietą, która - mimo wysokiego pochodzenia - za bardzo o sobie decydować nie mogła. Ot, produkt swojej klasy i epoki, w jakiej przyszło jej żyć. Nie była jednak dziwką, a jej jedyne doświadczenie erotyczne wiązały się z fantazjami na temat posągu i włoskiego muzyka. Marianna, którą Wokulski wybawił z niemoralnego procederu, pewnie wiedziała dużo więcej.
Cóż, XIX wiek nie był zbyt łatwy dla kobiet. Zbyt dużego wyboru te nasze przodkinie nie miały. Albo zakon, albo mąż (najlepiej dobrze ustawiony), albo burdel, teatr i kabaretki. Część kobiet chodziło już do pracy, ale Izabeli nikt nie nauczył przedsiębiorczości. Nigdy nie musiała się o nic starać. W końcu była arystokratką. W takiej rodzinie się urodziła i naprawdę, mało kogo obchodziło jej wnętrze. Fragmenty, które opisują pannę Ł., ukazują przerażoną (wciąż) dziewczynkę, która ma świadomość, że nadchodzi kres pewnej epoki. Pracować nikt jej nie nauczył, życia też nie znała, bo to, które prowadziła, zamknięte było w szklanej bańce.
Izabela była ładna i wiedziała o tym. Większość Amerykanek postępuje i to jest źródłem ich sukcesu, ale w przypadku Polki tak łatwo już nie było. Gdzie pannie Łęckiej do czarnych sukien i ubolewania nad klęską powstania? Gdzie jej do pani Stawskiej, poważnej i równie ładnej, w której potajemnie kochał się Rzecki (poza wynurzeniami o Napoleonie)? Ot, ładna buzia, inteligencja, ale nieżyciowa zupełnie i ucieczka w świat wyobrażeń, bo tylko tam mogła być sobą.
Dlaczego Iza Staśka nie chciała? Czemu wykazała się takim okrucieństwem, że odrzuciła jego względy, bo przecież "on chciał dobrze i miał sklep, i serce dał jak ciepły chleb"? Dla tych, którzy psy wieszają na biednej arystokratce, mam krótką odpowiedź: bo go zwyczajnie nie kochała. Rozumiem ból czterech części ciała mężczyzn, którzy utknęli w friendzonie i narzekają, że kobiety są okrutne, złe i podłe, ale... sprawa jest banalna. Nie da się nikogo zmusić do miłości. Nie. Stanisław nie pokochał Heleny, Hopferówny i Minclowej, którą zresztą poślubił dla majątku (!).
Tak, tak, Wokulski nie był taki krzyształowy w relacjach damsko - męskich i miał do tego prawo. W końcu był mężczyzną. Izabela, co do której nie ma dowodu, że jakiemukolwiek adoratorowi dała coś więcej niż rękę na powitanie, została okrzyknięta dziwką, bo "bawiła się" głównym bohaterem.
Cóż, Izabela może i by wyszła za mąż za Wokulskiego. W końcu nie była już najmłodsza, więc musiała podjąć jakąś decyzję, co do swojej przyszłości. Wyjście za mąż jawi się tu jako najprostsze rozwiązanie. Zło konieczne. Stanisław jednak nie tylko chce poślubić Łęcką. Chce zmusić ją do miłości i narzuca jej się swoją obecnością. Marzy, by widziała tylko jak jego. Była dla niego boginią i tego samego oczekiwał od niej. Niestety, miłość to nie towar i nawet najlepszy kupiec może mieć problem z jej nabyciem.
Cóż, Stanisław... zachowuje się jak typowy facet w okresie kryzysu wieku średniego, który zobaczył młodą dziewczynę i postanowił ją zdobyć, nie patrząc na opinie i rady przyjaciół. Wszyscy mówili mu, że brnie w coś, co nie ma sensu, a on się uparł i jeszcze samobójstwo chciał popełniać przez swoje niespełnione oczekiwania. Brrrr....
Dziś pewnie zainstalowałby Tindera i zobaczyłby, że dziewczyn o wyglądzie Izabeli i znacznie mniejszych oporach jest znacznie więcej. Może nawet, by zamoczył i przestał tworzyć w głowie problemy egzystencjalne.
Koniec i bomba, kto czytał ten trąba,
a w "Lalce" i tak najlepszy był Ochocki <3 i oczywiście studenci. "Po całych nocą ryczą, pieją, tupią, gwiżdżą… Nie ma służącej w domu, której by nie zwabiali do siebie…" - mówiła o nich baronowa Krzeszowska, co oznacza, że szaleństwo trwało,
a zabawa bywała przednia. Czego obecnym maturzystom życzę, niezależnie od wyboru kierunku studiów. :)